Podkarpackie dworce okiem Sanepidu

Krzysztof Dobrzański   3 lipca 2008   Możliwość komentowania Podkarpackie dworce okiem Sanepidu została wyłączona

Na początku sezonu wakacyjnego, Sanepid i inspekcja handlowa zajęły się sprawdzaniem wszystkiego, z czym może mieć styczność turysta przyjeżdżający na Podkarpacie. Na celowniku Sanepidu znalazły się m.in. obiekty kolejowe, chodzi głównie o kilka dworców i przydworcowych toalet. Ogólnodostępnych toalet nie ma w ogóle na takich stacjach i przystankach jak Jedlicze, Targowiska, Wróblik Szlachecki czy Krosno Miasto, co nikogo już chyba nie dziwi, ale na liście tej znajduje się także Łańcut, a więc bardzo uczęszczana stacja leżąca na najważniejszej podkarpackiej magistrali.

Pasażerowie korzystający z łańcuckiej stacji wzięli sprawę w swoje ręce i wypowiedzieli wojnę Oddziałowi Gospodarowania Nieruchomościami w Krakowie. Wojnę na pisma. Oddział przerzucił odpowiedzialność na Podkarpacki Zakład Przewozów Regionalnych, który dzierżawi dworzec, a ten z kolei stwierdził że zapewnienie swoim klientom dostępu do toalet to nie jego obowiązek. Ostatecznie doszło do porozumienia i PKP Nieruchomości zobowiązały się do… postawienia dwóch toalet typu toi toi.

Tam gdzie stoją prawdziwe toalety, sytuacja też nie wygląda dobrze. Inspektorzy z Sanepidu zgłosili zastrzeżenia co do stanu i czystości m.in. toalet w Rzeszowie i Rozwadowie, ale listę tę można by znacznie wydłużyć i przypuszczalnie znalazłyby się na niej wszystkie dworcowe toalety całego województwa. Poza tym w fatalnym, zdaniem Sanepidu, stanie są ściany, sufity, ławki i elewacje stacji w Przemyślu i Targowiskach oraz przejście podziemne w Dębicy.

Przyczyną takiego stanu rzeczy są oczywiście zaniedbania sięgające kilkudziesięciu lat wstecz, ale winny jest także system. Krakowski oddział ogólnopolskiej spółki ma zbyt dużo problemów w Małopolsce, żeby zajmować się mało ważnymi dworcami na Podkarpaciu (np. w Rzeszowie czy Przemyślu). Efekt jest taki, że w sferze marzeń pasażerów podkarpackich pociągów pozostają nie tylko rozwiązania znane z tak odległych krajów jak Niemcy czy Słowacja (odległych w sensie cywilizacyjnym, nie dosłownym) np. windy na perony, centra obsługi klienta, restauracje, sklepy, biura podróży, ale też zwykłe toalety, całe ławki i nierozpadające się ściany.

Ratunkiem wydaje się być tylko przejmowanie kolejnych dworców przez samorządy. Oczywiście nie chcą one dokładać sobie kolejnych kosztów do budżetu, ale zmuszone do tego, chętniej będą dbały o stan wizytówek miejscowości, jakimi są dworce kolejowe, bo to bezpośrednio przekłada się na wizerunek miast, całego regionu i wreszcie kraju. Na pewno będą robiły to chętniej niż Oddział Gospodarowania Nieruchomościami w Krakowie.
Zdjęcia: Krzysztof Dobrzański
Źródło: Nowiny 28/06, Nowiny 1/07, informacja własna