Łupków – zmierzch połączeń pasażerskich.

Tomasz Machowski   28 sierpnia 2009   Możliwość komentowania Łupków – zmierzch połączeń pasażerskich. została wyłączona

O 18.50 w najbliższą niedzielę w Zagórzu planowo powinien skończyć bieg ostatni tegoroczny pociąg osobowy z Łupkowa. Jest wielce prawdopodobne, że będzie to pożegnalny kurs nie tylko w aktualnie obowiązującym rozkładzie, ale na znacznie dłużej. O całkowitym zamknięciu ruchu pasażerskiego do Łupkowa mówi się bowiem coraz częściej i coraz głośniej.

Podstawowym powodem, dla którego do Łupkowa w przyszłości miałby nie dojechać żaden skład pasażerski jest wysoka nieopłacalność połączeń, a także stale pogarszający się stan infrastruktury. Istotnie, linia łącząca łupkowskie odludzia ze stosunkowo niewielkimi Zagórzem i Sanokiem nie ma wielkich szans na bycie dochodową. Tym bardziej, że pociąg jadący nie szybciej niż 40 km/h (które, biorąc pod uwagę liczbę punktowych ograniczeń prędkości do 30 czy 20 km/h są wartością symboliczną) nie może być konkurencyjny w stosunku do pozostałych dostępnych tam środków transportu. Nie oznacza to jednak, że na linii łupkowskiej trzeba od razu postawić krzyżyk. Tymczasem ludzie odpowiedzialni za obecny kształt połączeń kolejowych na Podkarpaciu oddają linię bez żadnej walki o pasażera, popełniając po drodze całe serie kompromitujących ich głupstw.

Zalążkiem dobrego pomysłu na linię łupkowską było wykorzystanie jej w sezonowym ruchu turystycznym. Po szybkim wycofaniu się z tak dziwacznych pomysłów jak przyspieszony pociąg Rzeszów – Koszyce czy pociągi osobowe z podsyłem samej lokomotywy w jedną ze stron, od kilku lat do Łupkowa, Komańczy i innych miejscowości przy linii dojechać można w sezonie wakacyjnym od piątku do niedzieli. Wykorzystywanie dobrych pomysłów nie jest jednak najmocniejszą stroną organów odpowiedzialnych za kształt połączeń kolejowych na Podkarpaciu, co dobitnie pokazał obecny rozkład jazdy.

I tak poranny pociąg osobowy z Zagórza do Łupkowa jest skomunikowany jedynie z „osobówką” z Jasła, która znów nie jest skomunikowana z niczym. Turyści przybywający w Bieszczady jednym z nocnych pociągów pospiesznych „z Polski” – czyli potencjalni użytkownicy połączeń do Łupkowa – są tej możliwości pozbawieni. Poranna osobówka z Łupkowa przyjeżdża do Zagórza o 10.29, gdzie można się przesiąść albo na pociąg osobowy do Jasła (tam brak dalszych skomunikowań), albo na pospieszne „Bieszczady” do Katowic (z tym, że desperatom wybierającym dziewięciogodzinną podróż na niespełna czterystu kilometrowym odcinku PKP proponują godzinne oczekiwanie na przesiadkę).

Jeszcze większym absurdem jest popołudniowa para osobówek do Łupkowa. Pociąg z Zagórza odjeżdżający o 15.09 nie jest skomunikowany z niczym, jeśli nie liczyć lokalnej osobówki z Jasła. Powrotny, meldujący się w Zagórzu o 18.50 miał z założenia „łapać” „Połoniny” do Gdyni Głównej. Jednak odjazd tych ostatnich z Zagórza przyspieszono poprawką z początku roku o godzinę – w efekcie skomunikowania nie zrealizowano ani razu, a osobowy z Łupkowa jest ostatnim pociągiem w dobie na zagórskiej stacji. Przy odrobinie szczęścia można przesiąść się z niego na… pospieszny autobus do Wrocławia.

Czy możliwe było inne rozwiązanie? Wydaje się, że tak i – paradoksalnie – jedna para pociągów do Łupkowa mogłaby być znacznie bardziej przydatna pasażerom niż dwie w obecnym kształcie. Pospieszne „Połoniny” i „Wisłok” kończą bieg w Zagórzu odpowiednio o 9.56 i 10.30. Wystarczyłby zatem pociąg do Łupkowa po 10.30, który umożliwiłby kontynuowanie podróży dalej w Bieszczady. Skład ten mógłby się meldować z powrotem w Zagórzu około 17.20, co dałoby 15 i 35 minut przesiadki na odpowiednio „Wisłoka” i „Połoniny”. Do zmiany byłby wówczas rozkład jazdy słowackich osobówek z Medzliaborców do Łupkowa, co jednak przy prokolejowym nastawieniu naszych południowych sąsiadów nie powinno stanowić większego problemu.

Godziny odjazdów to nie jedyna rzecz na linii do Łupkowa, której istnienie ciężko jest racjonalnie uzasadnić. Podobnym koszmarem są postoje na każdym z przystanków. O ile uzasadnione jest zatrzymywanie się w popularnych wśród turystów Komańczy, Rzepedzi czy Nowym Łupkowie, o tyle z przystanków w (przykładowo) Tarnawie Dolnej czy na osławickim bezludziu nie korzystał nikt jeszcze w dobie regularnego kursowania pociągów. Zlikwidowanie niepotrzebnych postojów nie skróci znacząco czasów przejazdu, ale na pewno pozwoli zaoszczędzić na paliwie, zużywanym w sporych ilościach przy każdym ruszeniu lokomotywy. Dobrym wyjściem z sytuacji mogłoby być też wprowadzenie przystanków „na żądanie”, ale rozwiązanie funkcjonujące od dawna w Czechach czy Słowacji jest zbyt skomplikowane do przeniesienia na polski grunt.

Pod koniec bieżącego roku okaże się, czy z rozpoczęciem wakacyjnego sezonu turystycznego linia znów ożyje. Ale jeśli już tak się stanie dobrze byłoby, aby tym razem szansa na sprawny i w miarę wygodny dojazd pociągiem w Bieszczady nie została zmarnowana.

Źródło: informacja własna